blogzpodrozy.pl

Bałkany 2011, część 1 – Serbia, Macedonia

Kolejny urlop za nami, tym razem wybraliśmy się daleko na południe Europy, a dokładnie do Albanii. Termin: przełom września i października 2011. Na początku uprzedzam, jeśli chcecie wybrać się do tego „egzotycznego” kraju… nie kupujcie przewodników. Przynajmniej tych starszych niż dwa, trzy lata. Dlaczego? Bo się wystraszycie i zrezygnujecie z wyjazdu.

W przewodnikach oraz na większości stron poświęconych Albanii, można przeczytać o fatalnym stanie dróg, brudzie, nagminnych zanikach prądu, skokach napięcia, marnej jakości paliwie, żebrakach na ulicach, biedzie i ubóstwie. Prawda jest taka, że Albania to przepiękny kraj, na początku drogi jaką Polska przebyła od 1989r. Nie wszystko jest idealne i na pewne sprawy trzeba przymknąć oko, po to żeby dostrzec piękno tego zakątka Europy, ale na pewno warto tam pojechać.

Trasa
Nowy Sącz – Kosice (Słowacja) – Miskolc (Węgry) – Budapeszt (Węgry) – Szeged (Węgry) – Novi Sad (Serbia) – Belgrad (Serbia) – Nis (Serbia) – Skopje (Macedonia) – Tetovo (Macedonia) – Ohrid (Macedonia) – Struga (Macedonia) – Elbasan (Albania) – Fier (Albania) – Vlore (Albania) – Sarande (Albania) – Durres (Albania) – Shkoder (Albania) – Ulcinj (Czarnogóra) – Dubrovnik (Chorwacja) – Mostar (Bośnia i Hercegowina) – Sarajewo (Bośnia i Hercegowina) – Zenica (Bośnia i Hercegowina) – Doboj (Bośnia i Hercegowina) – Slavonski Brod (Chorwacja) – Dakovo (Chorwacja) – Osijek (Chorwacja) – Beli Manastir (Chorwacja) – Udvar (Węgry) – Mohacs (Węgry) – Budapeszt (Węgry) – Bratysława (Słowacja) – Żilina (Słowacja) – Cieszyn – Warszawa

Wracając jednak do samego wyjazdu… Wybraliśmy trasę przez Słowację, Węgry, Serbię i Macedonię. Z Polski wyjechaliśmy dość późno i nocleg wypadł w Szeged na Węgrzech w miłym hotelu Tisza Corner, tuż przy serbskiej granicy. Samego miasta nie mieliśmy okazji zwiedzić, zaraz po śniadaniu ruszyliśmy dalej w drogę. Serbia przywitała nas ładną pogodą i długą, równą autostradą, poprzecinaną raz na jakiś czas robotami drogowymi. Zasada jest jedna, jeśli na autostradzie jest ograniczenie do 50 to lepiej zwolnić do 50. Na szczęście takich miejsc nie było wiele, najczęściej na wiaduktach, w miejscu gdzie łączył się asfalt drogi z samym wiaduktem. Przyznam szczerze, że byłem miło zaskoczony jakością dróg w Serbii, cały kraj z północy na południe przejechaliśmy autostradą. Za Belgradem wypadło nam pierwsze tankowanie (do tej pory jechaliśmy na polskim paliwie), stacja benzynowa super zaopatrzona, barek z pysznym jedzeniem, kawa, można płacić kartą. Jedyny problem to kompresor, a raczej jego brak. Na tej i kilku kolejnych stacjach.

Dla lubiących liczyć:

  • Nocleg w Szeged, hotel Tisza Corner (ze śniadaniem, trzy osoby dorosłe) – 240zł
  • piwo w hotelu – 15000 forintów
  • Nocleg w Ochrydzie – 30 euro
  • Opłata za przejazd serbską autostradą – 20 euro
  • Opłata za przejazd macedońską autostradą – 3-4 euro

Po wjeździe do Macedonii skierowaliśmy się w stronę Skopje, a później Ochrydu (Ochrydy jak chce Wikipedia). Pomimo braku map w nawigacji nie mieliśmy żadnych problemów z przemieszczaniem się. Droga do Ochrydu była dobrze oznaczona, więc całą swoją uwagę mogłem poświęcić na podziwianie widoków, a te w Macedonii są bajeczne. Do tego kręta, równa droga. Aż chciało się jechać…

Pod wieczór dojechaliśmy do samego Ochrydu, miejscowości wypoczynkowej nad jeziorem Ochrydzkim. Pierwszy hotel jaki minęliśmy po wjeździe do miasta odrzuciliśmy ze względu na cenę – 110 euro za dwupokojowy apartament. Jak na nocleg w trasie trochę dużo. 5 minut później, na jednym ze skrzyżowań zatrzymał nas chłopak na rowerze, pytając czy nie szukamy pokoju. Stawka 30 euro za dwupokojowe mieszkanie z TV, internetem i w pełni urządzoną kuchnią wydała się atrakcyjna. Jak się chwilę później okazało, był to strzał w dziesiątkę. Mieszkanie czyste, w centrum, ale przy jednej z bocznych uliczek, więc bez hałasów ulicy. Idealne. Gdybyście chcieli się tam wybrać i szukali kwatery, podaję kontakt do Vasko:

Vasko Simidzioski, tel +389 (0)75 853 466 vasilij_oh@hotmail.com

Pomimo późnych godzin wieczornych, miasto tętniło życiem, przynajmniej jego część restauracyjna. Zapach pieczonego mięsa bezbłędnie prowadził do centrum, gdzie czekały dziesiątki małych restauracyjek. Większość z nich wypełniona po brzegi. Kebab na milion sposobów, pizza, burek, dania z grilla, żałuję że nie zrobiłem fotek :( Jedyny problem (?) to brak sklepów, w których można kupić piwo o 22…

Przedpołudnie następnego dnia przeznaczyliśmy na zwiedzanie miasteczka, mieszkanie mieliśmy wynajęte do 12, więc czasu nie było wiele. Wystarczyło jedynie na obejrzenie centrum miasta przy świetle dnia oraz nabrzeże. Miejsce zachwycało widokiem jeziora otoczonego górami, wąskimi uliczkami i orientalnymi sklepikami. Tych kilka godzin wystarczyło, żeby podjąć decyzję, że jeszcze tam wrócę :) Chociażby po to, żeby sprawdzić czy w mieście naprawdę jest 365 kościołów – po jednym na każdy dzień roku. Punkt 12 przyjechał Vasko po klucze do mieszkania i tak się skończyła nasza przygoda z Ochrydem.

Na granicy z Albanią mieliśmy pierwszą ciekawą przygodę… ale o tym przeczytacie w drugiej części relacji :) Zapraszam też do obejrzenia pełnej galerii zdjęć z wyjazdu.