Pomysł, żeby jechać do Chorwacji jak zwykle zrodził się dość spontanicznie, dosłownie na kilka dni przed wyjazdem. Rozważaliśmy jeszcze wyjazd nad polskie morze, ale ostatecznie wybór padł na miasteczko Biograd na Moru w Chorwacji. Trzy dni przed wyjazdem zarezerwowałem kwaterę, korzystając z bazy danych firmy Adriatic.hr, której jestem partnerem, dzień przed wyjazdem oddałem samochód na przegląd, a wieczorem ustawiłem budzik na 3:30 nad ranem. Oczywiście nie wszystko poszło zgodnie z planem, w dniu wyjazdu budzik dzwonił kilka razy, aż w końcu o 5 obudziło mnie słońce zaglądające do pokoju… Żebyście widzieli to bieganie w panice i krzyki „nie dojedziemy tam dzisiaj, na pewno nie dojedziemy!!!!” :) Trasę chcieliśmy pokonać jednego dnia, więc liczyła się każda godzina. Koniec końców wyrobiliśmy się i jeszcze tego samego dnia, po przejechaniu 1381 kilometrów dotarliśmy do Biograd.
Dojazd
O samym dojeździe nie ma co pisać, praktycznie cały czas autostrady albo trasy szybkiego ruchu. Nuda… ale dla porządku krótki opis:
Warszawa -> kierunek Katowice -> autostradą A1 w stronę Ostravy -> Brno -> Mikulov -> Wiedeń -> Graz -> kierunek Maribor -> objazd autostrady w Słowenii -> Zagrzeb -> Karlovac -> dalej autostradą A1 na południe -> Biograd na Moru.
Paliwo w Austrii jest dość drogie więc najlepiej zatankować pełen bak w Polsce a wracając w Chorwacji. Ceny paliw na stacjach w Chorwacji były takie same niezależnie czy było to przy autostradzie czy zwykłej drodze. Tu więcej o cenach paliw w Chorwacji.
Wracając jechaliśmy wzdłuż chorwackiego wybrzeża i dopiero na wysokości miejscowości Senj odbiliśmy w kierunku Zagrzebia. Szkoda nam było tracić morze z oczu stąd ta dłuższa, ale bardziej malownicza trasa.
Trasę powrotną podzieliliśmy na dwa dni z noclegiem w miejscowości Mikulov w Czechach, tuż przy granicy z Austrią. Trzyosobowy pokój w gospodzie „U sv. Urbana” to koszt około 40 euro. Na miasteczko warto poświęcić jeden czy nawet dwa dni i zwiedzić je dokładnie. Mikulov jest bardzo uroczym miejscem i wygląda tak, jakby czas zatrzymał się w nim kilkadziesiąt lat temu. Aaaaa i jeszcze coś, wino! Będąc w okolicy kupcie kilka butelek lokalnego wina. Nie będziecie żałować! A tu lista hoteli w Mikulov.
Mieszkanie
Tak jak wcześniej wspomniałem, apartament w Biograd znaleźliśmy jeszcze przed wyjazdem z Polski. Wiedzieliśmy, że przyjedziemy dosyć późno i nie będzie możliwości znalezienia czegoś na miejscu. To była dobra decyzja, bo musielibyśmy szukać mieszkania o północy.
Apartament był świetny: dwa pokoje, duża kuchnia, łazienka, balkon, klimatyzacja, wszystko nowe, dobrze urządzone. Do plaży jakieś 500 metrów, w okolicy dwa sklepy. Właścicieli widzieliśmy dwa razy, raz jak przyjechaliśmy i raz jak wyjeżdżaliśmy :) Szczerze polecam, tu link gdzie można sprawdzić ceny i zdjęcia mieszkania. Pozostałe apartamenty w Biograd
Miasteczko Biograd na Moru
Przed wyjazdem przeczytałem, że Biograd jest jedną ze starszych miejscowości turystycznych w Chorwacji. Długa tradycja i atrakcyjne położenie pomiędzy Zadarem a Sibenikiem zapowiadały, że Biograd był trafnym wyborem. Niestety moje oczekiwania były chyba zbyt wysokie… Miasteczko jest mało atrakcyjne, brak w nim jakichkolwiek zabytków, ciekawej architektury czy nawet porządnego deptaka. To takie średniej wielkości miasteczko portowe.
Zadowoleni natomiast będą miłośnicy żeglarstwa i sportów wodnych. W mieście są dwie duże mariny, port i kilka miejsc gdzie można wynająć sprzęt pływający. Rozmawiałem ze znajomym żeglarzem, który mówił, że regularnie zatrzymuje się w Biograd i jest tam jedna z lepszych marin w jakich był.
W mieście są trzy, dość szerokie plaże z bardzo czystą wodą. My wybieraliśmy plażę Drazica, bo była najbliżej naszego domu – wystarczyło tylko przejść przez park. Poniżej mapka z ich rozmieszczeniem:
W Biograd byliśmy przed sezonem, więc całą plażę mieliśmy praktycznie tylko dla siebie, ale słyszałem, że latem miasteczko jest bardzo głośne i tłoczne. Jeśli szukacie gwarnego miejsca z dyskotekami, sklepikami, lubicie oglądać jachty i nie zależy wam na zabytkach śmiało możecie jechać do Biograd, spodoba wam się.
W mieście jest kilka kempingów, najlepiej wyglądały te przy plaży Soline – były bardzo zadbane, z równo przystrzyżoną trawą i wydzielonymi miejscami na namioty.
Zwiedzanie
Na pewno plusem Biogradu jest jego położenie, 30 kilometrów od Zadaru, 50 km od Sibenika i około 100km od Trogiru. My zrobiliśmy sobie dwie wycieczki. Pierwszą do Zadaru, gdzie wracając zwiedziliśmy nadbrzeżne miejscowości, a drugą do Trogiru i Sibenika. Mogłoby się wydawać, że 100km w jedną stronę to dużo, ale spokojnie można te dwa miasta zwiedzić jednego dnia.
Galerie zdjęć z:
Z Biograd można też popłynąć promem do miejscowości Tkon na wyspie Pasman, nam niestety nie starczyło już czasu na taką wycieczkę. Cenę oraz godziny odjazdu promów znajdziecie na stronie www.jadrolinija.hr
Przygody
Na szczęście obyło się bez żadnych problemów, mieliśmy jedynie dwie małe przygody po drodze.
Wracając wybraliśmy trochę dłuższą, ale bardziej malowniczą trasę wzdłuż wybrzeża. Paliwa mieliśmy na jakieś 130 kilometrów. Jadąc tak w promieniach słońca, i „pięknych okolicznościach przyrody” przestałem zwracać uwagę na wskaźnik ilości paliwa. Kiedy w końcu na niego zerknąłem, paliwa zostało na jakieś 50km. Wydawało się, że to wystarczająco dużo, żeby dojechać do jakiejkolwiek stacji benzynowej, ale na nasze nieszczęście trasa zmieniła się w górskie serpentyny. Po kilku górkach i zakrętach zasięg zmienił się z 50km na 40, później 30,20. Przy zasięgu 15km zobaczyliśmy znak z informacją, że stacja będzie za 2o kilometrów. Za daleko, żeby dojechać… Pojawiło się jednak światełko w tunelu! Przy drodze stał dom, a przed nim kilka osób przy jakimś ciągniku. Poszedłem spytać czy mogliby odsprzedać 5 litrów oleju napędowego, żebyśmy mogli dojechać do stacji, ale usłyszałem tylko krótkie „niet” i wszyscy odwrócili się na piętach. Ech ta chorwacka życzliwość… Nie mieliśmy wyboru, żeby zmniejszyć zużycie paliwa wyłączyliśmy klimę, radio, nawigację i pojechaliśmy dalej. Już miałem przed oczami obraz tego jak pchamy passata pod górkę gdy ostatkiem sił dojechaliśmy do stacji. Komputer od dawna pokazywał zerowy zasięg, ale jak widać niemieccy inżynierowie przewidzieli takie sytuacje i zrobili większą rezerwę paliwa :)
Druga przygoda spotkała nas w Austrii. Na autostradzie wiodącej przez Alpy utknęliśmy w gigantycznym korku. Jeśli już udało nam się ruszyć to prędkość nie przekraczała 10km/h. Dopiero 40 minut później dowiedzieliśmy się co było przyczyną spowolnienia. Okazało się, że w tej okolicy przeszło potężne gradobicie i na kilkukilometrowym odcinku autostrady całą drogę pokrywała gruba warstwa lodu. Nie spodziewałem się, że w maju będę chodził w krótkich spodenkach i klapkach po lodzie…
Podsumowując, wyjazd był bardzo udany. Pogoda w maju była idealna – nie za gorąco, ale wystarczająco ciepło, żeby poleżeć na plaży i nawet popływać w morzu. Dodatkowym plusem wyjazdów przed sezonem są puste plaże, soczysta zieleń niespalonej słońcem trawy no i oczywiście niższe ceny :)
Dodaj komentarz